PodziałZiem Polskich decyzja o likwidacji Księstwa Warszawskiego podjęta podczas kongresu wiedeńskiego, utworzone w 1815 r. Księstwo Polskie połączone z Rosją unią personalną Ziemie Polskie po kongresie wiedeńskim 1) Na kongresie wiedeńskim zlikwidowano Księstwo Warszawskie. Co powstało na jego miejsce? a) KRÓLESTWO PRUSKIE b) KRÓLESTWO POLSKIE c) CESARSTWO AUSTRIACKIE 2) Po Kongresie w Wiedniu ziemie polskie zostały podzielone na: a) Wlk. Ks. Poznań, Wolne Miasto Kraków, Królestwo Polskie b) Wlk. Ks. Poznańskie, Rzeczpospolitą Krakowską, Królestwo Polskie c) Rzeczpospospollitą Krakowską Ziemie polskie po kongresie wiedeńskim w 1815 roku. ŚWIĘTE PRZYMIERZE. 1815r. - podpisanie aktu zawarcia. ŚWIĘTEGO PRZYMIERZA. Święte przymierze - był to sojusz zawarty między władcami Rosji, Ausrii i Prus : car Rosji - Aleksander I. cesarz Austrii - Franciszek I Habsburg. król Prus - Fryderyk Wilhelm III. w późniejszych latach Fast Money. Nie byłoby czerwonego terroru lat 1917–1922, gdyby nie było I wojny światowej. Nie byłoby nazizmu, stalinizmu, maoizmu, japońskiego imperializmu i pokrewnych im zbrodniczych ideologii, które zdziesiątkowały ludzkość niczym biblijne plagi. Należy pamiętać, że zarówno z ideologicznego, jak i czysto politycznego punktu widzenia pożoga, która ogarnęła świat w latach 1939–1945, była kontynuacją tej, która przetoczyła się przez Europę od 1914 do 1918 r. Wielka Wojna była obłędem bez precedensu w historii rodzaju ludzkiego. Wszystkie inne wojny miały jakieś uzasadnienie, podłoże ideologiczne, narodowe, rasowe, ekonomiczne czy zwyczajnie rabunkowe. Nikt jednak nie jest w stanie jednoznacznie zdefiniować i wskazać celu hekatomby, która nadeszła w 1914 r. Możemy jedynie wskazać, że bezpośrednią przyczyną wybuchu tego strasznego konfliktu było zabójstwo austriackiego następcy tronu, bratanka cesarza Franciszka Józefa, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga-Lotaryńskiego d'Este. Ale zamach w Sarajewie był zaledwie iskrą, która wysadziła olbrzymią europejską prochownię. Pokłosie kongresu wiedeńskiego I wojna światowa zaczęła się równo 100 lat po kongresie wiedeńskim. Zdumiewające, że właśnie ten zjazd europejskich monarchów i dyplomatów miał za zadanie wypracowanie mechanizmu wzajemnej współpracy między europejskimi dworami, aby nigdy już nie doszło do takiej pożogi, jaką były wojny napoleońskie. Łącznie przez blisko rok, od września 1814 r. do 9 czerwca 1815 r., przez sale konferencyjne wiedeńskich pałaców przewinęło się ponad 100 tys. gości reprezentujących 200 delegacji. Oficjalne obrady rozpoczęły się wielkim balem maskowym wydanym przez dwór cesarski 2 października 1814 r. Było to zresztą charakterystyczne dla przebiegu całego kongresu, któremu towarzyszyły liczne przyjęcia, zabawy, bale, widowiska artystyczne itp. Stąd też nieco pogardliwie nazywano go „tańczącym kongresem". Nigdy też wszyscy uczestnicy kongresu nie zebrali się na jednym wspólnym posiedzeniu. Trudno się także dopatrywać w kongresie wiedeńskim jakichś ścisłych reguł demokratycznych. Niemal wszystkie ustalenia tej konferencji były skutkiem konsensusu wypracowanego między najważniejszymi państwami europejskimi, które utworzyły Komitet Czterech, powiększony później o Francję. Najsilniejszą pozycję miał car Aleksander I Romanow. W skład jego delegacji wchodziło aż czterech wybitnych dyplomatów: hrabia Karl Robert Nesselrode, książę Adam Jerzy Czartoryski, który w latach 1804–1806 pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych Cesarstwa Rosyjskiego, hrabia Joanis Kapodistrias, późniejszy pierwszy prezydent niepodległej Grecji, gen. Carlo Andrea Pozzo di Borgo, Korsykanin, który nienawidził Bonapartów, rosyjski ambasador w Austrii książę Andriej Razumowski oraz baron Heinrich Friedrich Karl vom Stein, szef ministrów Prus w latach 1807–1808. Pozostałym delegacjom Komitetu Czterech przewodniczyli pojedynczy negocjatorzy. Austrię reprezentował książę Klemens von Metternich, człowiek nienawidzący wszelkiej ideologii republikańskiej i wszędzie doszukujący się spisku przeciwko Świętemu Przymierzu (sojusz Rosji, Austrii i Prus). Na kongresie stwierdził, że „trzeba unieszkodliwić bezecny spisek, który od pół wieku pracuje nieustannie nad obaleniem istniejącego porządku i tronów". Później jako potężny kanclerz Austrii wyznawał zasadę, że monarchowie mają obowiązek ochraniać „niewinne ludy" przed „niecnymi knowaniami" tych, którzy sączą do uszu ludu mętne koncepcje republikańskie. Kim byli owi podżegacze? Już wtedy zrodziła się koncepcja, że są to środowiska bankierskie, które żyją z konfliktów zbrojnych. Metternich nie wskazywał palcem konkretnych osób, ale zdawał się wyrażać opinię, że na wojnie narodów europejskich zależy lichwiarzom, którzy wobec chrześcijańskiej Europy odczuwają szczególną pogardę. Ten sposób myślenia będzie w skrajnej formie wyrażał Adolf Hitler, który po I wojnie światowej oskarży kosmopolityczne środowiska międzynarodowej finansjery jako tych, którzy podpalili Europę, żeby na ludzkim cierpieniu zbić niewyobrażalne fortuny. Kongresowy porządek w Europie Kongres wiedeński położył podwaliny pod budowę monarchii konstytucyjnych, ale na warunkach określonych przez władców i arystokrację. Dwory panujące zdawały sobie sprawę, że po Wielkiej Rewolucji Francuskiej świat nigdy już nie będzie taki sam jak w czasach ancien regime'u, ale uważano, że pewne procesy społeczne należy wyhamować, tak aby sama monarchia zdołała się dostosować do nowego porządku. Władcy europejscy zdawali sobie też sprawę, że raz obudzona tożsamość narodowa chłopstwa i mieszczaństwa nieodwracalnie kończy epokę feudalną. Dlatego nowe, święte przymierze europejskich monarchii musi pójść na ustępstwa wobec niektórych postulatów narodowych. Popełniono jednak błąd zaniechania, za który panujące rodziny miały zapłacić najwyższą cenę 100 lat później. Kongres wiedeński dał jednym narodom prawo do samostanowienia, ale inne skazał na dalszą niewolę. W historiografii holenderskiej kongres wiedeński będzie zawsze wychwalany, chociaż zupełnie inaczej jest traktowany przez historyków z sąsiedniej Belgii. Utworzenie Zjednoczonego Królestwa Niderlandów pod panowaniem dynastii orańskiej nie uwzględniało aspiracji niepodległościowych Belgów. Konsekwencją tego błędu był wybuch powstania narodowowyzwoleńczego Belgów w 1830 r. Kongres wiedeński pozostanie też we wdzięcznej pamięci Szwajcarów, którym zapewnił neutralność i przyłączył do Federacji Helweckiej trzy dodatkowe kantony: Valais, Neuchâtel i Genewę. Dość mieszane były oceny Niemców. Kongres rozwiązywał co prawda podległy Napoleonowi Związek Reński, ale tworzył na jego miejsce chwiejny Związek Niemiecki, który miał stanowić konfederację państw niemieckojęzycznych i wolnych miast kierujących się wspólnym interesem gospodarczym. Konfederacja nie mogła jednak powstrzymać rywalizacji Prus i Austrii o rolę lidera narodu niemieckiego. Wieczny spór o główną metropolię Niemców spowodował upadek Związku Niemieckiego w 1866 r. i doprowadził do wojny prusko-austriackiej, którą Wiedeń przegrał z kretesem. Od tego momentu przyszłość Niemiec nie należała już do Habsburgów, ale do drapieżnie ambitnych Hohenzollernów. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Swoje niezadowolenie z postanowień kongresu mogli wyrażać także Włosi. Przyczynił się bowiem do rozbicia politycznego i ekonomicznego Italii. Restaurowano państwo kościelne, utworzono Wielkie Księstwo Modeny i Toskanii pod rządami Habsburgów włoskich, przywrócono królestwa Neapolu i Sycylii pod panowaniem Ferdynanda IV Burbona, który, jednocząc południowe Włochy, stworzył Królestwo Obojga Sycylii i jako władca tego państwa przyjął imię Ferdynand I. Włosi nigdy nie zapomnieli jednak, że perły Italii –Lombardia, Wenecja i Dalmacja – zostały wchłonięte przez Austrię. Ale prawdziwym problemem, który miał eksplodować po 100 latach od kongresu, była niemal całkowicie pominięta przyszłość Bałkanów znajdujących się pod panowaniem tureckim. Bałkański węzeł gordyjski Wsparte przez Romanowów powstania przeciw panowaniu Turków w Bośni i Hercegowinie w latach 1875–1878 i w Bułgarii w 1876 r. przyczyniły się do wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej w 1877 r. Niepowstrzymana ofensywa wojsk rosyjskich zmusiła Turków do kompromisu w sprawie bałkańskiej. 3 marca 1878 r. w San Stefano podpisano traktat pokojowy, który przewidywał utworzenie księstwa Bułgarii (Wielkiej Bułgarii). Turcja straciła Dobrudżę, część Besarabii, kaukaskie twierdze Ardahan, Batumi i Kars. Bałkany budziły się do wolności po ciemnej nocy tureckiej niewoli. I ponownie, tak jak w 1815 r., o ich suwerenności miały zadecydować mocarstwa europejskie. Na kongresie berlińskim, trwającym od 13 czerwca do 13 lipca 1878 r., uznano niepodległość Bułgarii, Czarnogóry, Rumunii i Serbii. Jednak ten ostatni kraj stanowił kość niezgody w XIX-wiecznym porządku europejskim. Na mocy postanowień kongresu berlińskiego Austro-Węgry otrzymały prawo do zbrojnej okupacji Bośni i Hercegowiny, anektowanej później w 1908 r. Sprzymierzeni z Rosją Serbowie uznali, że okupacja zdominowanej przez ludność serbską Bośni i Hercegowiny jest pogwałceniem ich praw narodowych. Teraz Habsburgowie stali się obiektem skrajnej nienawiści serbskich nacjonalistów. Tym bardziej że na przełomie XIX i XX wieku Wiedeń zaczął traktować Królestwo Serbii jako kraj zależny. W kwietniu 1889 r. serbskie środowiska patriotyczne wymusiły abdykację króla Milana I Obrenowicia na rzecz jego syna, 13-letniego Aleksandra I Obrenowicia. Serbowie mieli nadzieję, że młody król nie będzie tak łatwo ulegał naciskom Wiednia jak jego ojciec. Mylili się. Król wprowadził rządy absolutne i jeszcze bardziej podporządkował politykę gospodarczą Austro-Węgrom. Serbia wrzała. 11 czerwca 1903 r. szef wywiadu Sztabu Generalnego Serbii Dragutin „Apis" Dimitrijević, założyciel spiskowej organizacji Zjednoczenie lub Śmierć, szerzej znanej pod nazwą Czarna Ręka, zorganizował w Belgradzie zamach stanu. Król Aleksander I został zamordowany wraz z żoną i ministrem wojny. Zamachowcy osadzili na tronie Piotra I Karadziordziewicia, który zobowiązał się przeprowadzić gruntowną reformę konstytucyjną państwa. I to właśnie ów tajemniczy, ale i bardzo charyzmatyczny Dragutin „Apis" Dimitrijević, wielki zwolennik utworzenia federacji południowych Słowian, zorganizował tragiczny w skutkach zamach w Sarajewie na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, co stało się bezpośrednią przyczyną wybuchu I wojny światowej. 28 czerwca 1914 r. niezwykły splot wydarzeń zmienił świat na zawsze. Gawriło Princip i Trifko Grabež, dwóch zwyczajnych serbskich chłopaków, których niedawno wyrzucono z belgradzkiego gimnazjum za udział w antyaustriackiej demonstracji, zostało wyznaczonych przez dowództwo terrorystycznej organizacji Młoda Bośnia do zabicia austriackiego następcy tronu i jego małżonki Zofii Chotek. Towarzyszyć miał im czeladnik drukarski Nedeljko Čabrinović i pięciu innych zamachowców zapasowych. Ci młodzi ludzie mogli się jedynie domyślać, że szkolący ich oficerowie serbskiego wywiadu szykują zamach na wysoko postawioną osobistość rządu austro-węgierskiego. Czy wiedzieli jednak, że mają zabić samego bratanka cesarza Franciszka Józefa? Zapewne marzył im się zamach na cesarza, ale dla serbskiego wywiadu nie miał on żadnego sensu politycznego. 84-letni władca praktycznie nie opuszczał już murów wiedeńskich pałaców Hofburg i Schönbrunn. Zresztą w 1914 r. prawdziwym zagrożeniem dla serbskich planów zjednoczenia słowiańskich narodów Jugosławii nie był tracący kontakt z rzeczywistością stary cesarz, ale jego dynamiczny i zdeterminowany do przeprowadzenia reform sukcesor. 51-letni Franciszek Ferdynand nie ukrywał, że po wstąpieniu na tron utworzy monarchię trialistyczną, która przyłączy do Austro-Węgier nowe królestwo Jugosławii, obejmujące Bośnię, Chorwację, Dalmację i Słowenię. Plan zamachu był szalenie prosty. Ten z zamachowców, który znalazłby się najbliżej samochodu arcyksięcia, miał rzucić granat i oddać strzały do książęcej pary. Podręczniki historii przedstawiają procesy dziejowe jako złożony mechanizm przyczynowo-skutkowy, w którym nie ma miejsca na przypadki. A jednak to właśnie niezwykły zbieg okoliczności, a w zasadzie ślepy przypadek, zmienił dzieje świata na zawsze. Iskra, która podpaliła świat Arcyksiążę Franciszek Ferdynand i księżna Zofia przybyli do Sarajewa rankiem 28 czerwca 1914 r. Trasy ich przejazdu strzegło zaledwie 120 policjantów. Ale to właśnie obecność policjanta spowodowała, że pierwszy z zamachowców zrezygnował z oddania strzału. Drugi nie zdołał przecisnąć się przez tłum. Trzeciego sparaliżował strach. Dopiero czwarty z nich, 29-letni Nedeljko Čabrinović, członek serbskiej organizacji konspiracyjnej Czarna Ręka, rzucił granat w kierunku książęcej limuzyny. Arcyksiążę, wykazując się błyskawicznym refleksem i odwagą, strącił granat z maski samochodu. Pocisk eksplodował pod drugim pojazdem, raniąc dwóch dygnitarzy z eskorty następcy tronu. Wydawało się, że opatrzność chroni Habsburgów. Gawriło Princip usłyszał z daleka wybuch, ale nie był pewien, czy arcyksiążę został zabity. Niepewny poszedł do pobliskiej kawiarni, gdzie miał się spotkać z resztą zamachowców. Nie wiedział jednak, że to jemu los wyznaczył niezwykłą rolę w historii. W tym czasie arcyksiążę dotarł do sarajewskiego ratusza, gdzie postanowił zmienić program wizyty i odwiedzić w szpitalu rannego pułkownika Merizziego i hrabiego Boos-Waldecka. Nieznający dobrze Sarajewa kierowca pogubił się w wąskich ulicach. Pech chciał, że przejeżdżał obok lokalu, w którym siedział Princip. Ten usłyszawszy owacje na ulicy, wybiegł przed kawiarnię i zdumiony widokiem żyjącego arcyksięcia niemal bezwiednie sięgnął po ukryty za pasem pistolet Browning M1910. Oddał tylko dwa strzały w kierunku wolno jadącej limuzyny. Oba okazały się celne. W ciągu zaledwie kilku sekund, kiedy pierwsza kula rozerwała tętnicę szyjną Franciszka Ferdynanda, a druga śmiertelnie raniła jego żonę Zofię, dzieje świata zmieniły się nieodwracalnie. Naciskając spust, ten młody bośniacki fanatyk wepchnął ludzkość na straszny tor, na którym czekały ją dwie wojny światowe i ogromna liczba konfliktów. 28 lipca 1914 r. zaczęła się nowoczesna era masowej zagłady. Dwie kule wystrzelone przez Gawriłę Principa rozpoczęły światową pożogę, która w ciągu kolejnych czterech lat odebrała życie blisko 20 mln ludzi (licząc także zaginionych), a około 10 mln okaleczyła fizycznie lub umysłowo. Te dwa pociski otworzyły puszkę Pandory, z której wystrzeliły upiory komunizmu i nacjonalizmów. Należy sobie jednak zadać pytanie, czy do tej strasznej wojny by nie doszło, gdyby Princip nie zabił arcyksiążęcej pary. Kule wystrzelone w Sarajewie były zaledwie iskrami wykrzesanymi na ogromnej górze prochu. Europa od lat bowiem szykowała się do wielkiej wojny narodów. Tak jak w sztuce Czechowa – strzelba wisząca na ścianie musi wypalić w którymś akcie. Europejscy monarchowie należący w zasadzie do jednej rodziny okazali się bezsilnymi popychadłami sterowanymi przez wojskowych i tajne organizacje patriotyczne. Car Mikołaj II, cesarz Wilhelm II, cesarz Franciszek Józef, a później jego stryjeczny wnuk Karol I ulegli fatalnym namowom swoich doradców, za co zapłacili utratą korony, życia lub wygnaniem. Po 100 latach względnego spokoju rozpadły się resztki Świętego Przymierza, które miało zbudować Europę ludów miłujących pokój i tradycyjne wartości społeczne. Winę ponosili ci, którzy ten alians utworzyli. Rozpoczęta w 1822 r. rywalizacja Austrii i Rosji na Bałkanach ostatecznie utopiła Stary Kontynent w morzu krwi. To bardzo pouczająca lekcja historii i ostrzeżenie, że żadne sojusze nie są trwałe. Stąd też w tym świetle zawsze aktualna pozostaje zasada amerykańskiej polityki zagranicznej sformułowana przez prezydenta Thomasa Jeffersona: „Handel ze wszystkimi narodami, sojusz z żadnym – to powinna być nasza dewiza". "Rzeczpospolita": Rosja może skończyć w Syrii tak, jak Związek Radziecki skończył 30 lat temu w Afganistanie?Aleksander Rahr: Władimir Putin nie jest na tyle szalony, rozumie, co robi. Nie zgodzi się na ofensywę lądową w Syrii, której zresztą nie zaakceptowałoby rosyjskie społeczeństwo. Będzie tylko wspierał siły Baszara al-Asada z powietrza, co zresztą na razie wystarcza, bo syryjskie wojska odnoszą sukcesy. Putin liczy też na Irańczyków. Błędem Rosjan w Afganistanie – a po nich Amerykanów i Europejczyków – było oparcie działań wojennych na własnych wojskach, a nie siłach lokalnych. Tymczasem tego typu konflikty mogą być rozwiązane tylko z udziałem wojsk krajów twierdzi, że w Syrii ląduje coraz więcej rosyjskich z moich rozmów w Moskwie wynika, że one mają jedynie ochraniać rosyjskie bazy w Tartus i Latakii. Putin chce także w ten sposób wysłać sygnał Zachodowi, że kolorowe rewolucje, arabska wiosna, już się skończyły. Pokazać, że tym razem dyktator Asad odegra kluczową rolę w wynegocjowaniu pokoju. I ta strategia się udaje: ministrowie spraw zagranicznych Unii, także Polski, uznali, że należy podjąć rozmowy z Asadem. Putin chce pokazać, że dyktatury na całym świecie, łącznie z samą Rosją, mają przyszłość? To jest ideologiczne stwierdzenie. Ujmę sprawę inaczej – cała operacja jest skierowana przeciwko modelowi pomarańczowej rewolucji. Chodzi o pokazanie, że obalenie dyktatora, autorytarnego lidera nie prowadzi do pokoju. Za tydzień będę uczestniczył w spotkaniu Klubu Wałdajskiego i tam Putin z pewnością powtórzy to, co mówił już w zeszłym roku i dwa lata temu: Zachód doprowadził do chaosu na Bliskim Wschodzie, obalając Saddama Husajna i rozwiązując jego armię, podobnie jak to zrobił w Libii. Droga do pokoju musi – zdaniem Putina – opierać się na ewolucyjnej zmianie reżimu. Rosyjscy przywódcy mówią mi: Asad nie jest naszym niezbędnym, docelowym sojusznikiem, ale jest potrzebny do ustabilizowania kraju, do rozpoczęcia ewolucyjnego procesu zmian. Rosja mogłaby więc porzucić Asada, ale stopniowo, po okresie przejściowym? Zdecydowanie. Na Kremlu już szukają jego następcy. Rosja chce przede wszystkim być częścią debaty nad pokojem na Bliskim Wschodzie, to jej główny cel. Bo Putin wie, że kształt przyszłego, wielobiegunowego świata będzie się decydował właśnie na Bliskim Wschodzie. Dlatego Rosja wspiera Iran przeciw Arabii Saudyjskiej, chce pokazać, że świat potrzebuje równowagi potęg, a nie systemu, w którym Ameryka o wszystkim decyduje. Nie ma już syryjskiego państwa, podobnie jak irackiego. Jak ma wyglądać ten nowy Bliski Wschód, w którego budowie chce uczestniczyć Rosja? Na razie Kreml zdaje się być obrońcą szyitów przeciw sunnitom. Putin jest świadom, że Syria zostanie podzielona na dwie lub trzy części, podobnie jak Irak. I kiedy to będzie się działo, Kreml nie chce zostać postawiony przed faktem dokonanym i tylko zaakceptować lub odrzucić takie rozwiązanie. Powiedzmy tak: Putin nie chce słabego Iranu. Ale rosyjska dyplomacja prowadzi bardzo złożone negocjacje. Rozmawia z Izraelczykami, z Saudyjczykami. Te kraje nie sprzeciwiają się zbyt mocno działaniom Kremla, dlatego sadzę, że Rosjanie coś im obiecali. Putin nie chce, aby Saudyjczycy całkowicie wpadli w strefę wpływów Ameryki, próbuje ich przekonać do wspólnego frontu przeciwko Państwu Islamskiemu. To może być skuteczna taktyka, bo Ameryka nie potrafi efektywnie walczyć z islamistami. Ten model ma posłużyć do przywracania pokoju w Afganistanie, oczywiście z udziałem Rosji. Tu Putin nie chce być znów sprowadzony do roli zastępcy szeryfa, jak to było w 2001 r., kiedy Kreml zamierzał pomóc Bushowi w afgańskiej wojnie, ale spotkał się z odmową. Putin rzuca więc bezpośrednie wyzwanie Ameryce na Bliskim Wschodzie? Oczywiście. Obama znalazł się pod wielką presją, aby w jakiś sposób odpowiedzieć na rosyjską interwencję. Ale jednocześnie obiecał, że w czasie swojej prezydentury wyciągnie Amerykę z bliskowschodniego bagna. Nie chce więc tuż przed odejściem z Białego Domu rozpoczynać nowej wojny. Nie tylko zresztą on. Podobnie sądzi faworyt republikanów Donald Trump: jest całkowicie przeciwny bojowym planom Johna McCaina. W Ameryce dokonała się rewolucja energetyczna, która uniezależniła kraj od ropy i gazu z Bliskiego Wschodu. Waszyngton przestał się już interesować tym regionem w takim stopniu jak kiedyś i pozwala Rosjanom interweniować. Jeśli Putin chce walczyć z Państwem Islamskim, podjąć takie ryzyko, niech to robi – rozumuje Obama. Dla Ameryki jest tylko jeden priorytet i Putin dobrze to rozumie: nic nie może zagrozić bezpieczeństwu Izraela. Dlatego wspierając Iran, Kreml bardzo uważa, aby nie zantagonizować Izraelczyków, stale utrzymuje kontakt z premierem Netanjahu. I jeśli ten się sprzeciwia sprzedaniu Iranowi pewnego rodzaju rakiet balistycznych, Kreml ich nie sprzedaje. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Problem tylko w tym, że Rosjanie nie atakują Państwa Islamskiego – 90 proc. ich bombardowań w Syrii jest skierowanych gdzie indziej. Nie jestem przekonany, czy te liczby są prawdziwe. Oznaczałoby to, że rosyjskie dowództwo kłamie, choć oczywiście głównym celem Putina jest zniszczenie grup rebeliantów działających na zachodzie kraju, takich jak Front Nusra, i otwarcie drogi dla Asada i Hezbollahu do strategicznie ważnych terenów wokół Aleppo. Każdy ma w Syrii własną strategię: Turcy na przykład atakują głównie pozycje bojowników Partii Pracujących Kurdystanu. To bardzo ryzykowna gra, a najgroźniejszym scenariuszem jest bezpośrednie zwarcie między Rosją i wojskami NATO. Wtedy znajdziemy się na skraju trzeciej wojny światowej. Syria to mały kraj, połowa Niemiec, a naloty prowadzą tam równocześnie Francuzi, Amerykanie, Turcy i Rosjanie. Bez żadnej koordynacji. Znaleźliśmy się tak blisko globalnej konfrontacji jak w czasie kryzysu kubańskiego w 1962 r.? Jeszcze nie, bo wciąż mamy przynajmniej jeden wspólny interes – zatrzymanie terroryzmu, Państwa Islamskiego. A także wstrzymanie fali uchodźców, stabilizację Bliskiego Wschodu. Amerykanów i Rosjan dzieli głównie to, że pierwsi wspierają sunnitów, drudzy szyitów i ten układ powtarza się w Iraku, Jemenie, niemal na całym Bliskim Wschodzie. Jeśli Rosja zaangażuje się w tych wszystkich miejscach, stanie się z konieczności światową potęgą? Słowa Obamy, że Rosja jest tylko regionalną potęgą, oczywiście sprowokowały Kreml. Putin chciał pokazać, kto rzeczywiście coś potrafi zrobić, a nie tylko mówić. Tak jak w przypadku Krymu decyzję o interwencji w Syrii Putin podjął w bardzo wąskim gronie? Obama twierdzi, że o wszystkim wiedział wcześniej, że tym razem nie dał się zaskoczyć. Ja sam byłem zaskoczony rosyjską interwencją w Syrii, ale CIA z pewnością nie. To jest najlepszy wywiad świata. Tym bardziej że trudno uwierzyć, iż decyzja została podjęta przez jednego człowieka. Model rozwiązania konfliktu w Syrii Putin chce przenieść tylko do innych krajów Bliskiego Wschodu czy szerzej, do innych regionów globu? Świat się zmienia... Czy można być pewnym, że Unia wyjdzie z kryzysu uchodźców równie obronną ręką jak z kryzysu greckiego? Bo jeśli nie, to Kreml chce uczestniczyć w wielostronnych rozmowach o przyszłości Europy. Gra Putina jest bardzo prosta: nie pozwoli, aby Rosja znowu była przegranym wielkich zmian, jak to było na początku lat 90. Moi rozmówcy w Moskwie nie chcą już słyszeć o OBWE, chcą nowego kongresu wiedeńskiego. Powraca pomysł wspólnego europejskiego domu Gorbaczowa? Na sesji ONZ w Nowym Jorku Putin powiedział trzy istotne rzeczy. Zaproponował Zachodowi sojusz w walce z terroryzmem, konstruktywną postawę Rosji na szczycie klimatycznym w Paryżu w grudniu i wspólny dom od Lizbony do Władywostoku. To ostatnie było zresztą odpowiedzią na propozycję Angeli Merkel. Rosja przejmuję inicjatywę, skoro Amerykanie pozostawiają wolne pole. Wszystko to jest bardzo niepokojące dla Polski. Po kongresie wiedeńskim straciliśmy niepodległość na przeszło sto lat. (śmiech) Rozumiem. Ale nie chodzi tu o wynik, tylko o metodę, powrót do koncepcji koncertu wielkich potęg. W tym „europejskim domu" mają się rozpłynąć NATO i UE? Nie sądzę, aby Europejczycy na to się zgodzili. Ale muszą zrozumieć, że Rosja nie będzie już akceptować ograniczania Europy do NATO, do Unii. Rosja nie chce być trwale wyrzucona na margines kontynentu. Dlatego doszło do wojny w Gruzji, na Ukrainie. W zamian za współpracę Putina w Syrii Zachód sprzeda Ukrainę? Jeśli Merkel nie byłaby przekonana, że rosyjska ofensywa w Syrii przyczyni się do rozwiązania problemu uchodźców, nie wspierałaby tam działań Putina. A wspiera, choć oczywiście bez entuzjazmu. Gdy zaś idzie o Ukrainę, Niemcy i Francja zgodziły się na „zamrożenie" konfliktu w Donbasie, co zostało źle przyjęte przez prezydenta Petra Poroszenkę. Ale dla Moskwy, a także dla Paryża i Berlina, to lepsze rozwiązanie, bo pozwala skoncentrować się na pilniejszych sprawach, czyli na Syrii. W jakim kierunku ewoluuje reżim Putina: twardej dyktatury? To nie jest dyktatura, raczej reżim pośredni. Z jednej strony Kreml jest twardy wobec organizacji pozarządowych, ale z drugiej pozwala ludziom swobodnie podróżować, własność prywatna nie jest naruszana, przynajmniej w stosunku do większości obywateli. Ludzie mają internet. To prawda – Rosja nie zmierza w kierunku liberalnej demokracji, jak się tego spodziewaliśmy jeszcze kilka lat temu. Raczej ewoluuje ku temu, czym była zawsze w historii: tworem pośrednim między Azją i Europą, ustrojem z pewnymi cechami demokracji i autorytaryzmu. Rosja nigdy nie będzie Polską, ma za sobą inną historię. Putin to zatem car reformator? Ktoś między Aleksandrem II i Aleksandrem III, z jednej strony wdraża liberalne reformy gospodarcze, a z drugiej – wzmacnia instytucje państwa. Kryzys gospodarczy nie zniweczy jego reformatorskich ambicji? Gdyby inne gospodarki kwitły, a Rosja znajdowała się w głębokim kryzysie, Putin miałby bardzo poważny problem. Ale kłopoty Rosji to część znacznie szerszego załamania koniunktury na świecie. Chiny przecież także cierpią, inwestorzy stamtąd się wycofują. Owszem, Rosja ma problem z załamaniem cen gazu, ropy, z unijnymi sankcjami. Ale zachowała trzecie pod względem wielkości rezerwy walutowe na świecie i dopóki nie zostaną one roztrwonione jak w 1998 r., Putin ma znaczne pole manewru. W Rosji nie ma też masowego bezrobocia, kapitał przestał uciekać w popłochu. Jest wiele kłopotów, ale nie doszło do katastrofy, którą jeszcze parę miesięcy temu tak wielu wróżyło. Alexander Rahr jest uważany za jednego z najlepszych znawców współczesnej Rosji w Niemczech. Zna prywatnie Władimira Putina, którego biografię napisał. Odegrał kluczową rolę w uwolnieniu Michaiła Chodorkowskiego w 2013 r. Strona główna Świat 2021-11-11 08:54 aktualizacja: 2021-11-11, 08:51 r. podpisanie zawieszenia broni w wagonie w compiegne. STOI MARSZAŁEK FOCH, /PRZED NIM - PO LEWEJ/ PRZEDSTAWICIELE STRONY NIEMIECKIEJ FOT. PAP/CAF-ARCHIWUM 11 listopada 1918 r., w wagonie sztabowym w Compiègne, gdzie mieściła się kwatera marszałka Francji Ferdynanda Focha, podpisano zawieszenie broni pomiędzy aliantami a Niemcami, kończące I wojnę światową. Światowy konflikt, który pochłonął życie prawie 10 mln żołnierzy, radykalnie zmienił oblicze ówczesnego świata. I wojna światowa – konflikt zbrojny z lat 1914–1918 toczący się w Europie, Azji i Afryce – radykalnie zmieniła oblicze ówczesnego świata. „Wojna przyniosła kres epoki królów. Skończyło się wielowiekowe panowanie Hohenzollernów, Habsburgów, Romanowów, dynastii osmańskiej. Niemcy, Turcja, Austria i Rosji stały się republikami, podobnie jak większość krajów Nowej Europy” – pisze prof. Andrzej Chwalba w książce „Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914–1918”. Wybuch wojny oznaczał kres XIX-wiecznego porządku politycznego w Europie, ustalonego w 1815 r. na Kongresie Wiedeńskim, kończącym okres wojen napoleońskich. System ten zasadzał się na koncepcji równowagi sił, którą zaburzyły zakrojone na szeroką skalę zbrojenia, wywołane wzmożoną rywalizacją mocarstw na kontynencie europejskim przed 1914 r. Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.

europa i świat po kongresie wiedeńskim